• PLANOWANIE WYJAZDU
    Tutaj znajdziesz wszystkie posty dotyczące planowania wyjazdu - to musisz wiedzieć najpierw!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • CIEKAWOSTKI
    W tym miejscu znajdziesz ciekawostki - warto przeczytać, mało kto o tym wie!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • BLOG
    Masz ochotę przejrzeć wszystkie wpisy, które powstały od początku mojego pobytu na Malediwach? Tutaj właśnie je znajdziesz - miłej lektury! ♡
    CZYTAJ WIĘCEJ
Cześć!
Mam na imię Magda i witam Cię na mojej stronie! Od 8 lat mieszkam na Malediwach. Prowadzę dwa własne pensjonaty na lokalnej wyspie F. Nilandhoo: Remora Inn oraz Remora Beach House, .

Raj jest bliżej niż myślisz i wcale nie musisz wygrać na loterii, aby go doświadczyć. ❤
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?
CZYTAJ WIĘCEJ

O wszystkim i o niczym

Tak się jakoś złożyło w ostatnich dniach, że nie ruszam się poza Guraidhoo i tym samym niewiele przybyło nowych zdjęć do pokazywania. Problem z kartą pamięci w aparacie nadal się nie rozwiązał. Karta jest ciężko dostępna gdyż tego modelu już nie produkują. Starej karty komputer w ogóle nie widzi, więc trudno mi odzyskać zdjęcia, nawet przy pomocy specjalnych programów do odzyskiwania. Ale jeszcze popróbuję. Szkoda mi zdjęć, bo jest na nich naprawdę turkusowo .... 
Czym ja się aktualnie zajmuję ? W mailach padają pytania od przyszłych potencjalnych gości, czy nadal jestem w Dacha czy już nieaktualne. Część się pewnie zastanawia "wyjechała, zakończyła współpracę a nadal tam siedzi i prosi o komentarze na tripadvisorze". Coś tu nie pasuje. No więc sprawa wygląda tak, że część ekipy Guest  Housa próbowała się mnie pozbyć, nie wiem, z zazdrości, że to mnie goście lubią najbardziej, że kiedy jestem na miejscu, nie mogą robić co chcą, wynosić produktów żywnościowych, noży, desek do krojenia i tym podobnych do swojego domu, bo będę to widzieć i karcić. I tak tez się stało. Musiałam opuścić Guest House, przez niepochlebne plotki i opinie na mój temat, stworzone specjalnie na potrzeby tej całej akcji usuwania mnie. No i skutecznie. Jednak na szczęście istnieje coś takiego jak karma, która zawsze powraca. Szybko okazało się, kto przyjaciel a kto wróg, kto mąci, kłamie, kradnie, a kto lojalny, nawet w najmniej przyjemnych okolicznościach. Dziwne, ze kiedy Magda jest w Guest Housie, ten zawsze pełen jest uśmiechniętych i zadowolonych gości. Kiedy Magda zniknęła - zaczęło się: coraz mniej rezerwacji, skargi, narzekanie i wyciąganie w komentarzach wszystkiego tego, co było i  wcześniej, ale była też Magda więc nie dostrzegało się karalucha pod łóżkiem czy zimnej wody z prysznica. Była atmosfera, był polot. Bez Magdy to miejsce nie istnieje i choćbym nie wiem jak skromna była - taka jest prawda. Wiem, że nie każdy by się na to zgodził, no i że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale postanowiłam przyjąć propozycję powrotu na swoje stanowisko managera w Guest Housie. A to dlatego, że lubię Guraidhoo no i Imma tu jest. Więc gdzie miałabym się włóczyć? 


Gdybym tu była tylko na wakacjach, zachwycała bym się wszystkim, co widzę dookoła. Nie mówię tu o warunkach naturalnych, bo te oczywiście ciągle zachwycają. Mam na myśli raczej toczące się życie i te wszystkie dziwne dla mnie historie, dziejące się na ulicach. Na pewno śmiała bym się z przejeżdżającej dwójki gości na motorze, i pewnie nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie fakt, że wiozą ze sobą stół, cztery krzesła i drabinę. Na pewno bawiłby mnie fakt, że bilety na prom kupuje się w aptece. Że apteki są pełne kremów na rozstępy i powiększaczy biustów, a nie ma penicyliny, witaminy C i zwykłych kropli do oczu. Że aptekarz na wieść o penicylinie robi pytajnik na twarzy i po raz setny w tym miesiącu odpowiada mi "Sorry, we don't have". Że na aptekowych drzwiach wiszą godziny otwarcia a obok 3 numery telefonów. Apteka zawsze jest zamknięta, a jak coś potrzebujesz - musisz po pana zadzwonić. Jeśli pan ma ochotę, przychodzi i otwiera po to, aby powiedzieć "Przykro mi, nie mamy". Ewentualnie mówi, że otworzy jutro, bo teraz jest z dziewczyną i jemu się nie chce. Że pan doktor spokojnie łowi ryby, kiedy karetka jedzie na sygnale z pacjentem w stanie ciężkim. Jeśli uda się go w końcu przy brzegu odnaleźć - mówi, że zaraz przyjdzie, tylko skończy wędkowanie. Że w aptekach (znowu ta apteka) tabletki antykoncepcyjne są bez recepty i kosztują 10 $  a dzieci jak mrówek, po sześć w każdym domu. 
Kuchnia malediwska mi już bokiem wychodzi. Tym bardziej, że nie jadam ryb (głównego składnika prawie każdej potrawy) więc wybór dla mnie jest tu na prawdę znikomy. Lubię jeść smacznie i aromatycznie. Lubię sałatę z pomidorami, oliwkami, serem feta i fajnym vinegretem plus wszystkim tym co do sałatki pasuje. Lubię spagetti, pomidory z mozarellą, balsamico i bazylię. Ubóstwiam oregano i czosnek. Przeważnie gotuję długo, ładnie nakrywam do stołu, talerzyki, miseczki - celebruję. A tu co? W kółko to samo, ryba w curry, curry w rybie gęste curry, rzadkie, zupa rybna, roshi, ryż i tak panie do usranej śmierci. W piątek, od święta podaje się kurczaka ... oczywiście w curry. Raz na miesiąc wołowinę, bo droga. Odgrzewa się gar z curry na wysokim ogniu, aż gar od spodu przyzelowany, nakłada ryż, polewa curry, zjada w 5 minut i z ostatnim kęsem w gębie myje się talerz i odkłada go na miejsce. Ot cała celebracja posiłku. Zdecydowanie wolę tą włoską, z oklaskami dla kucharza. Na wakacjach to tak fajnie, pokosztować, pozachwycać się, porobić zdjęcia i po dwóch tygodniach wracać do vinegretów. Ale w każdej historii trzeba znaleźć coś pozytywnego - ja znalazłam, a raczej zgubiłam - kilka zbędnych kilogramów ^^
Jeśli już jesteśmy przy tematach kulinarnych - zdjęcie śniadania malediwskiego o nazwie Mashuni: tuńczyk, wymieszany ze świeżym, startym kokosem, sokiem z limonki, cebulą i świeżym listkiem curry, podawany z pseudo malediwskim chlebem - naleśnikiem o nazwie roshi (zamiennie ciapati). Goście ubóstwiają - ja tam się nie znam, ja tu tylko sprzątam. 


Trochę niespodziewanie zboczyłam z tematu. Aktualnie w Guest Housie atmosfera oczyściła się: dwójka mącących już z nami nie pracuje. I dobrze, bo przestało znikać jedzenie w ilościach "udka z kurczaka paczek x 6" ( w każdej jest po 9 udek), deski do krojenia, noże, filiżanki do kawy, długopisy, markery, nawet apteczka została ogołocona z Panadolu, plastrów i gazy opatrunkowej ... Rozumiem zabrać firmowy długopis do domu czy karteczki samoprzylepne, bo pewnie kiedyś się przydadzą, ale litości ... Zostawicie te biedne kurczęta i puszki z przecierem pomidorowym tam, gdzie ich miejsce. 

Zdjęć za wiele nie mam .... a wrzucić coś trzeba! Przelecę galerię i zobaczę czego jeszcze nie było. 


Takie tam z Guraidhoo 



Taki fajny sand bank się robi, kiedy poziom wody jest niski. Na przeciwko 4.5 gwiazdkowy resort Kandooma za 400 USD za noc. U nas 90 a ocean ten sam ^^



Niestety na tej plaży nie można występować w bikini. Jest zakaz, gdyż szkoła i lokalne domy znajdują się tuż za plecami



Zdjęcia są naturalne, bez żadnego retuszu. Chodzi mi to, że jak widać plaża jest czysta. Wiem, że Guraidhoo nie jest idealne, a ludzie na Malediwach leniwi (żeby nie powiedzieć brudasy bo o ironio - przyjemnie pachnie od nich na kilometr), wyrzucają wszystko pod nogi tudzież do oceanu ... a śmieci  na plaży to często wina przypływu, który przynosi puste butelki i resztki owoców z łódek safari i luksusowych resortów (!). Są dni, kiedy jest ładnie, czysto i na prawdę nie widać problemu. Ale są też dni, kiedy fala przynosi cały ten syf i rzeczywiście można się potracić czy na pewno jest się w raju czy w śmieciowym piekle. 


Na co jak na co, ale na zachody słońca to tu nie można narzekać 


Podwójna tęcza na błękitnym niebie 


A tu to samo niebo, palma, ogród, tylko pogoda inna. W deszczowe dni też i na Malediwach wszystko jest szare bure i ponure. Bure niebo, palmy, ocean też bury. Nawet na Malediwach w taką pogodę można dostać depresji. 


Zbierające się nad Vilivaru chmury .... 



... i tak ocean zamienia się w bury 


Spacerek po głównej "ulicy" Guraidhoo





Słodkości smakowe - papaja i arbuz. Na otarcie łez, przynajmniej arbuz jest przez cały rok. Truskawki i czereśni za to ani jednej :-(((


I na koniec Imran. Niebo zrobiło mu krzywdę i spłaszczyło głowę. 
A mnie, jak zwykle nigdzie. Na żadnym ujęciu.

Dziękuję za uwagę. 

UPDATE: Z Dacha Maldives niewiele mam aktualnie wspólnego. Właściwie to jedyne co, to moje zdjęcia jeszcze ciągle reklamują to miejsce, ale chyba nic z tym nie zrobię. Właściciel to kawał sk..., niewdzięcznego, bezuczuciowego drania (niektórzy śmiali nazwać go gangsterem), z którym zakończyłam współpracę raz na zawsze. Wprowadził mnie w niezłe tarapaty, ale udało mi się z nich na szczęście wyjść cało. Z dużym uszczerbkiem na koncie, ale - to tylko kasa. Raz jest raz, jej nie ma. Pierwsza lekcja za mną: to, że ktoś coś mówi, nie znaczy, że tak zrobi. Teraz wiem, do czego zdolni są lokalni i tak jak powiedziała mama Imrana, najpierw nauczyć się trzeba ludzi a dopiero potem robić z nimi biznesy. Aktualnie prowadzę pensjonacik na tej samej wyspie, wkładam w niego tak samo dużo serca i uwagi - w moich "usługach" nie zmieniło się nic. Jestem tylko w innym budynku. Także ten - czym chata bogata!

Komentarze

  1. Magda, bardzo ciekawi mnie Twoja historia. Jak to się stało, że po pierwszym wyjeździe zadomowiłaś się na tych pięknych wyspach. I tak sobie myślę, że odezwę się na priv, bo mam kilka pytań. Nie łam się, ja wierzę w karmę, równowaga musi być w przyrodzie, jeśli jest przez chwilę gorzej, to na pewno po to, by za moment było sto razy lepiej. Wiem, co piszę, znam z autopsji. A malediwskie śniadanie jest naprawdę pycha! Podczas moich wakacji jadałam je codziennie. Pozdrawiam z jakiejś takiej zimnej Polski... mimo że już lato. Cel

    OdpowiedzUsuń
  2. Madziu, każdy Twój post powoduje, że wracam myślami do wspaniałych wakacji...Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak oglądam te zdjęcia... to tak Ci cholernie zazdroszczę! I nienawidzę Cię, że Ci tak dobrze :-))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz