• PLANOWANIE WYJAZDU
    Tutaj znajdziesz wszystkie posty dotyczące planowania wyjazdu - to musisz wiedzieć najpierw!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • CIEKAWOSTKI
    W tym miejscu znajdziesz ciekawostki - warto przeczytać, mało kto o tym wie!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • BLOG
    Masz ochotę przejrzeć wszystkie wpisy, które powstały od początku mojego pobytu na Malediwach? Tutaj właśnie je znajdziesz - miłej lektury! ♡
    CZYTAJ WIĘCEJ
Cześć!
Mam na imię Magda i witam Cię na mojej stronie! Od 8 lat mieszkam na Malediwach. Prowadzę dwa własne pensjonaty na lokalnej wyspie F. Nilandhoo: Remora Inn oraz Remora Beach House, .

Raj jest bliżej niż myślisz i wcale nie musisz wygrać na loterii, aby go doświadczyć. ❤
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?
CZYTAJ WIĘCEJ

Nilandhoo - odkrywanie okolicy

Ja już na Nilandhoo. Z manelami przeniesiona na dobre. Tym razem wybraliśmy opcję - motorówka, aby sprawdzić i rozwiać wszelkie wątpliwości, ile tak naprawdę kosztuje, ile płynie i jak to w ogóle wszystko się w praktyce prezentuje. Motorówka wygląda całkiem przyzwoicie, jedzie - mknie wręcz przez ocean, w 2,5 godziny byliśy na Nilanhoo (dla porównania prom nocny płynie 7 godzin). Fakt, że nie zatrzymywaliśmy się na wielu wyspach po drodze, bo nie było pasażerów, ale nawet, jesli się zatrzymuje na pobliskich wyspach, podróż trwa max. 3 godziny. Bilet kosztuje 500 rufijii co daje równowartość 32 USD. Moim zdaniem świetna alternatywa. 
Motorówka odpływa z terminala: Harbour Petrol Jetty, Hassan - ten groteskowy człowiek ze zdjęcia poniżej, pojawia się o ustalonej porze i wręcza bilety. (Groteskowy na maxa, ale ma moc ).
Dni kursowania motorówki:
Male' - Nilandhoo: poniedziałek, czwartek i sobota godz. 13:00
Nilandhoo - Male': poniedziałek, czwartek i sobota. godz. 8:30, tyle, że sporo gosci powroty ma w czwartek około godziny 11, dlatego ten czwartkowy kurs przeniesiony będzie na wcześniejszą godzinę (6:30 - 7:00 )


Tak wygląda okolca, skąd odpływa motorówka. Jest to w rejonie Vilingili Ferry Terminal, może komuś coś więcej to powie, niż samo Petrol Jetty. (Jednak nie jest to przy samym Vilingili Ferry Terminal!)



Wędruje mój posag


I jesteśmy na wyspie Nilandhoo.

* Welcome Home *



Na Nilandhoo ludzie sa bardziej aktywni niż np. na Guraidhoo. Na Guraidhoo regularnie i namiętnie to się tylko plotkuje .... tutaj ludzie w grupkach tworzą preparaty przeciwko komarom, robią proszek curry lub lekarstwa ze specjalnych liści oraz soku z konkretnego drzewa, zbieranego o 3 w nocy (tylko wtedy wydziela drzewo ten sok i ma swoje właściwości)




Na Nilandhoo jest wiele drzewek owocowych, banany w każdym ogródku, marakuja prawie, że też. Sezon na mango się zbliża, gałęzie drzew uginają się pod zielonymi jeszcze owocami. Czekam na dzień, kiedy będą żółte. Najpyszniejsze mango na swiecie - małe i słodziutkie.  Owoc ze zdjęcia nazywa się Kashi Teo po malediwsku - jeśli ktoś wie, jaka jest jego angielska i polska nazwa - proszony o kontakt - nurtuje mnie to od dawna a tutaj nikt nie wie. 


Owoc należy obrać, wyjada się to ze środka. Kolor i konsystencja marchewki, smak niekoniecznie. W środku jest jeszcze pestka, którą się otwiera i wydobywa orzeszka o smaku orzecha włoskiego i migdała - mam wrażenie, że ludzie przetestowali już wszystko, sprawdzili każdego liścia, każdą łodyżkę i pestkę, co jest zjadliwe a co nie. Fajnie, dzięki temu, nie marnują się unikatowe bakalie. 


Zdolności manualne: nasz Tintu, kelner i chyba najbardziej aktywna postać w naszym guest housie, wyplata mi kapelusik. Od dziś turyści też będą taki dostawać. Wyplata je Tintu i jeszcze kilku innych chłopaków z "grupy", Kim jest "grupa" - o tym zaraz opowiem 




Tadaaan!
















Marakuja


A to mój magiczny domek :-) Pokój, kuchnia i łazienka .... ale własny! Jest nawet miejsce na stolik na zewnątrz, gdzie mogę raczyć się kawką z samego rana przed pracą. To także było moje marzenie, wyjść ze swojego domku, wypić w spokoju kawę przy stoliku w ogródku. Mógł być to nawet bliźniak lub blok, w których parterowe mieszkania mają mały ogródek. Ale w najśmielszych snach, nie myslałam o domku na Malediwach! Jeszcze takim blue ocean kolor. I że kawa pić się będzie pod drzewem owocu chlebowca. 



Jedziemy eksplorować okolicę. Mam duże oczekiwania w związku z tym, mam nadzieję, że okolica będzie równie piękna, jak przy Guraidhoo i mogę oferować swym gościom podobne aktywności. Kolor wody już na dzień dobry mi mówi, że może być nawet ładniej. Zobaczymy jak będzie dalej.










Cała grupa też oczywiście pojechała. A Grupa to nic innego, jak grupa młodocianych (tzn. nie do końca bo wszyscy mają skończone te osiemnaście lat, choć nie wyglądają), która trzyma się razem, wszystko robi razem. Po piłę do drewna idzie ich pięciu, po żarówkę tak samo, doładować telefon, zapalić, napić się wody. Z jednej strony okej, ale z drugiej, kiedy grupa ładuje telefon - ja zostaję sama. Cała grupa pracuje oczywiście w Guest Housie. Na odkrywanie okolicy pojechaliśmy jednak wszyscy razem. To ja mam tu najwięcej do powiedzenia i to mnie ma zauroczyć ^^


Taka niepozorna rafka, gdzieś w okolicach Nilandhoo (wyspa widoczna w tle) to jest jeden z punktów z rekinami, w sumie sami go tak nazwaliśmy. Spotkaliśmy tam rekiny śpiące, czyli te, które w dzień śpią a polują w nocy. Spały pod dużym głazem, miały ok. półtora metra długości. 


Niedaleko tej rafki, jest piękna laguna - brakuje mi tu tylko sand banku na środku. Ale woda - bajka!






Kolejny dzień, kolejny snorkeling na pobliskich rafach. Warto było sprawdzić, bo jedne piękne, inne martwe, czego z góry z łódki nawet nie widać. Teraz już wiem, które miejsca powinniśmy omijać.


Nilandhoo - lokalna wyspa, wioska, żeby nie powiedzieć "zadupie". Daleko od stolicy, daleko od wszystkiego. Ale to właśnie jest jej atutem - nie skażona turystyką masową, ludzie nie zepsuci, piękna natura, widoki - słów brak, kiedy jest się tutaj i widzi się ten nieziemski kolor wody. Fotogeniczną czaplę, która czeka, ustawiona do zdjęcia, palmy niewinnie wpadające do wody, poziom wody, który zmienia się w ciągu dnia z wysokiego na niski, tworząc jeszcze inne widoki, z sand bankami w tle. Coś pięknego. Sami powiedzcie ci, co już doświadczyli. 
















Hassan z kumplami ^^



















Kolejnego dnia, wybraliśmy się na poszukiwania sand banku. Wiedzieliśmy, ze gdzieś jest, widziałam na mapie, lokalni też mówili. Bardzo mnie to ucieszyło, bo sand bank to jedna z obowiązkowych pozycji - uważam - podczas wizyty na Malediwach. Plaża po środku niczego, plaża po środku oceanu indyjskiego, oblana piękną turkusową wodą.


Po około 30 minutach dotarliśmy na miejsce. Sand Bank jest dość spory, co oznacza, że nie będzie niespodzianek podczas wysokiego poziomu wody, że nagle go zabraknie. 







Piasek jest jak mąka, woda jak w basenie, rafa najładniejsza w okolicy. Miejsce marzeń



Oczywiscie fale wyrzucają śmieci, także na sand banki, tak usytuowane, gdzieś po środku niczego. Grupa zabiera się za sprzątanie - będzie tak za każdym razem, będziemy sprzątać to, co woda wyrzuciła. 












Hassan złapał rybkę, z grupy Triggerów. Wypuścił ja z powrotem, bo mówi, że za mała.
Jestem pełna nadziei. Okolica jest piękna. Będą tu piękne wycieczki, radość plus euforia. Wiem to już dziś 

***




Z powrotem na Nilandhoo - sesja zdjęciowa i poszukiwanie tego, co piękne, ale jeszcze nie odkryte








Innym razem, akcja "bezludna wyspa". Są w okolicy dwie, na wysokości sand banku, czyli podróż zajmuje także około 35 - 40 minut. Miejsce, gdzie chcemy urządzać pikniki z grillem. Zobaczymy, czy będzie gdzie. 


Bezludna wyspa nr 1 

Z daleka prezentuje się nieźle, jest piasek jak mąka i woda turkusowa, jest też ładna rafa, jest miejsce do grillowania





Jest także widok na wyspę nr 2




Podpływamy z bliska, aby zobaczyć tą drugą, z daleka wygląda bardzo interesująco. Długa, wąska, z wysuniętą w ocean plażą





Decydujemy się na nią dzisiaj nie wchodzić, bo czas nas trochę goni a przed nami jeszcze inne dwie lokalne wyspy do spenetrowania. Ale potencjał ma. Jest ślicznie 



Czapla też jest 

Dwie inne lokalne wyspy w okolicy, Magoodhoo i Daranboodhoo pokażę w innym odcinku. A teraz wracamy na Nilandhoo i pierwsza odsłona Guest Housa. Pokoje gotowe, można zrobić pierwsze zdjęcia. Brakuje jeszcze elementów takich, jak TV czy stojaki na ręczniki, ale są to drobiazgi, bez których decydujemy się zrobić pierwsze fotografie. 





Malediwcy lubią przepych ... nastawiali mi łabądków i kwiatków, jakie tylko możliwe... ale niech jest. Niech mają, że "ślicznie"




Niektóre elementy nie są wybrane przeze mnie, np. zasłony ... no comment ... czy płytki. Z zasłonami wiedziałam, że tak będzie (zmienię przy nadarzającej się okazji) ale płytki wybrali całkiem przyzwoite. 





Najbliższe zejście do plaży, w okolicy Guest Housu jest właśnie tutaj. Malownicza okolica, niepozornie porzucona łódeczka, samotnie stojąca ogromna palma na środku i inne, zwisające tuż nad turkusową wodą. To takie widoki, jakie widzimy, myśląc "Malediwy". Wiem, powtarzam się, ale można o tym gadać i gadać w nieskończoność. Tak samo, jak gapić się i gapić ... 







Dzienniki Typelka na Facebooku: Dzienniki Typelka
Mój Guest House na Facebooku: Starfish Inn