• PLANOWANIE WYJAZDU
    Tutaj znajdziesz wszystkie posty dotyczące planowania wyjazdu - to musisz wiedzieć najpierw!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • CIEKAWOSTKI
    W tym miejscu znajdziesz ciekawostki - warto przeczytać, mało kto o tym wie!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • BLOG
    Masz ochotę przejrzeć wszystkie wpisy, które powstały od początku mojego pobytu na Malediwach? Tutaj właśnie je znajdziesz - miłej lektury! ♡
    CZYTAJ WIĘCEJ
Cześć!
Mam na imię Magda i witam Cię na mojej stronie! Od 8 lat mieszkam na Malediwach. Prowadzę dwa własne pensjonaty na lokalnej wyspie F. Nilandhoo: Remora Inn oraz Remora Beach House, .

Raj jest bliżej niż myślisz i wcale nie musisz wygrać na loterii, aby go doświadczyć. ❤
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?
CZYTAJ WIĘCEJ

Jak w kalejdoskopie

Ile to czasu minęło ? 3 tygodnie? A wydarzyło się tyle, jakby to było pół roku. Aż dziwne, że w miejscu, gdzie wszyscy  na wszystko mają czas, spotkania w środę o 11 rano odbywają się w piątek o 23, Guest House, który otwarty ma być w maju, celebruje swe otwarcie niemalże z kolędami w tle - tak w życiu wszystko dzieje się bardzo szybko. Po 5 tygodniach od poznania się chłopaka i dziewczyny, stoi ogonek gości, dzierżący pudełka z prezentami dla nowożeńców, po 3 miesiącach pojawia się informacja o bobasie, a po dwóch latach dochodzi do rozwodu (wystarczy, że mężczyzna powie do kobiety "nie jesteś moją żoną" i już jest po sprawie). I tak po 3 tygodniach od "wygnania" mnie z wyspy, znalazłam się tu z powrotem, ale już w innych okolicznościach. Już nikt nie dzwoni, nie skarży, nie notuje o której wracam. Wszyscy pogodzili się z tym, że też mam prawo do życia prywatnego i mogę spotykać się z kim chce, o której chcę wracam i z którego domu wychodzę. Dacha Maldives nie jest już moim domem. Ale Guraidhoo jak najbardziej tak. Po 3 tygodniach wysiadłam z promu, w progach Guraidhoo, czułam się jakbym własnie wróciła do domu. Znajomi cieszyli się na mój widok, przybijali piony, pytali dlaczego wyjechałam, co się ze mną dzieje - było to na prawdę miłe. A teraz, moim nowym domem stał się ... dom Immy. Imma to małpka wspinająca się na palmę po kokosy. Mama jego przygotowała mi pokój (domy Malediwców przeważnie mają dużo pokoi, córki mieszkają z zięciami lub synowie z synowymi, każdy ma osobny pokój z łazienką). Ledwo otworzę oczy - niesie mi kawę w białej filiżance, która jak mi dzisiaj zdradził Imma, jest najładniejszą jaką mają i zaraz po tym, jak skończę swoją kawę, mama myje filiżankę i chowa, aby nikt z niej przypadkiem nie pił. Do kawy na spodku obowiązkowo zawsze są dwa małe banany.
Wszyscy wiedzą, że kiedy będę na Guraidhoo, to tu teraz będę się zatrzymywać, a ci, co najwięcej wcześniej mącili teraz wielce przyklaskują, skoro "rodzice mnie akceptują", wpuścili pod swój dach. Może nie ma w tym nic złego, ale w końcu jestem w kraju muzułmańskim. Niemniej jednak - poczułam ulgę. Znowu czuję się wolna. Nie czuję się już tak, jakbym robiła coś złego, tylko dlatego, że komuś się coś nie podoba. Zawsze staram się być w stosunku do wszystkich ok, szanować kulturę i zwyczaje. A Imma? Co tu dużo gadać, dobrze, że jest, bo z nim to wszystko jakieś takie łatwiejsze się wydaje. 
Z domu wychodzi się prosto o tu o:


Guest House na Thulusdhoo zawsze witać mnie będzie z otwartymi rękoma, więc na tamtej wyspie to on jest moim domem. W Male' prowadzić będę Agencję Turystyczną, wczoraj oglądałam swoje biuro. Zaeem (ten konkretny, który przejął udziały w Dacha Surfers na Thulusdhoo i także jest współwłaścicielem tej agencji) wynajął mi mieszkanie w Male', które będzie opłacał a ja będę tam mieszkać, podczas pobytu w Male'. Praca polegać będzie na podróżach pomiędzy resortami, inspekcjom. Czyli powracam do tego, co zaczęłam przed otwarciem Guest House na Guraidhoo. Będę na inspekcjach w resortach, z gościnnymi występami na Thulusdhoo oraz Guraidhoo.

Rozmawiałam wczoraj z gośćmi: Mariusz i Jola - przesympatyczne małżeństwo z Polski. Podróżnicy, ludzie o szerokich horyzontach. Po rozmowie z nimi pomyślałam, że jestem coś winna czytelnikom oraz wszystkim wybierającym się na Malediwy. Otóż kwestia porządku i śmieci na wyspach .... jak powszechnie wiadomo, problem takowy istnieje. Myślę sobie, że wszędzie gdzie są ludzie, będą także i śmieci, chociaż może tak myśląc tłumaczę trochę samych mieszkańców? Problem istnieje - nie da się ukryć. Malediwcy mają idiotyczny zwyczaj wyrzucania wszystkiego na ziemię, przez okno promu, na plażę. Rzeczywiście przechadzając się obrzeżami lokalnych wysp, można natknąć się na dosłownie wszystko: od wózka inwalidzkiego, po połamane talerze, skorupki jajka czy inne odpady organiczne. O ile łupkę po bananie być może zje jakaś rybka, tak z wózkiem inwalidzkim może być już gorzej. Co odpowiadają mieszkańcy, zapytani, czemu tak wszystko wyrzucają za siebie? Odpowiedź jest jedna: a co mamy z tym robić? Faktycznie państwo jakoś nie specjalnie przejmuje się losem niepotrzebnych przedmiotów, rozkładając ręce radny wyspy mówi "a kto nam na to wszystko pieniądze da?" Sama osobiście z nim rozmawiałam. Urządzałam akcję sprzątanie. Sama własnymi rękami usuwałam puszki i plastikowe butelki. Nie trudno się domyślić, że bez systematycznego sprzątania wyspa za chwilę będzie wyglądać tak samo. Na Guraidhoo trochę mentalność się zmieniła, ludzie zaczynają doceniać obecność turystów na wyspie i można zauważyć jak jeden drugiemu zwraca uwagę na to, że puszka wylądowała na ziemi a nie w kontenerze. Przeważnie są to właściciele Guest Housów i sklepów z pamiątkami, ale tzw. młoda generacja coraz milej mnie zaskakuje. Sami urządzają w poniedziałki sprzątanie - nie jest to jeszcze tak, jak być powinno, ale jest nadzieja, że wkrótce zmieni się coś na lepsze. Robiąc zdjęcia powalającym widokom i okolicznościom przyrody, śmiało będzie można spojrzeć i pod nogi, nie tylko w dal. 
Fotografuję Malediwy tak jak je widzę. Nie tylko lokalne wyspy, ale także resorty i bezludne wyspy. Biorę odpowiedzialność za wszystkich gości, którzy przeze mnie i przez mojego bloga zdecydowali się wybrać Malediwy jako destynację ich kolejnych wakacji, jednak nie biorę odpowiedzialności za mylenie lokalnej wyspy z resortem i nieczytanie treści bloga. Zdjęcia pochodzą z różnych miejsc i proszę nie myśleć, że domki na wodzie, że plaża, że bikini, że czysto - że to wszystko jest na Guraidhoo - tej małej lokalnej wysepce o rozmiarach 400 na 800 metrów. 

Z ciekawostek pokażę, co znalazłam ostatnio w sklepie: 





A to ten owoc, którego nazwy nie znam i, który myślałam, że nie ma pestek.


No i następny już nie miał ^^


Krówki powędrowały ze mną na prom. Pyszooota, zjadłam całą paczkę a w ciągu 30 minut.

W lodówce chłodzi się kilka paczek żółtego sera (fanty od gości), a salami od Maria i Joli wystarczyło na dwa posiłki. Uwielbiam takie prezenty! Dziękuję z tego miejsca także Weronice, której nie miałam przyjemności poznać osobiście.
***

Do usłyszenia wkrótce.
W kolejce czeka wpis o Thulusdhoo, bezludnej wyspie i wizycie polskich gości. Niestety kabel do aparatu mi się zepsuł i nie mogę pozrzucać zdjęć :((((((((((