• PLANOWANIE WYJAZDU
    Tutaj znajdziesz wszystkie posty dotyczące planowania wyjazdu - to musisz wiedzieć najpierw!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • CIEKAWOSTKI
    W tym miejscu znajdziesz ciekawostki - warto przeczytać, mało kto o tym wie!
    CZYTAJ WIĘCEJ
  • BLOG
    Masz ochotę przejrzeć wszystkie wpisy, które powstały od początku mojego pobytu na Malediwach? Tutaj właśnie je znajdziesz - miłej lektury! ♡
    CZYTAJ WIĘCEJ
Cześć!
Mam na imię Magda i witam Cię na mojej stronie! Od 8 lat mieszkam na Malediwach. Prowadzę dwa własne pensjonaty na lokalnej wyspie F. Nilandhoo: Remora Inn oraz Remora Beach House, .

Raj jest bliżej niż myślisz i wcale nie musisz wygrać na loterii, aby go doświadczyć. ❤
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ?
CZYTAJ WIĘCEJ

Nilandhoo - nowe odkrycie (dużo zdjęć)

Zakochałam się. Ale nie, że w Imranie. W Imranie to już dawno. Pojawiło się na horyzoncie coś, co przyniosło ze sobą jakąś świeżość, spokój, nowe doznania. To wyspa Nilandhoo, usytuowana na atolu Faafu. Daleko od Male' a im dalej od Male' tym bardziej dziewiczo, bardziej lokalnie, mało turystycznie. Ludzie mają inną mentalność, nie ma narkotyków, przemocy, świat nie jest zepsuty. Skąd się tam wzięłam? Otóż pan, który pomagał mi ostatnio w związku z problemami, w jakie wpakował mnie były pracodawca, powiedział, że jak wszystko wróci do normy i moja sytuacja uspokoi się, pojedziemy na jego rodzinną wyspę, gdzie stawia pierwszy Guest House. Ma wspólnika, który sceptycznie podchodzi do całego przedsięwzięcia, bez nadziei na jakikolwiek sukces. Moja wizyta ma na celu uświadomić, że wyspa nadaje się na przyjmowanie turystów, że ma zaplecze, że jest to możliwe, aby turyści odwiedzali ten zakątek Malediwów. Z przyjemnością zgodziłam się na tą podróż - tylko czekam na okazje, kiedy to mogę zobaczyć coś nowego, a już tym bardziej na innym atolu. Hassan, bo tak ma na imię, człowiek, który mi pomógł (w sumie to nie wiem czy znalazłby się taki drugi, chyba nie), załatwił bilety na prom i wieczorem o 21 ruszyliśmy w drogę. Pierwszą rzeczą, o której wspominają ci, co są na NIE, to właśnie transport. Nie jest on tak często jak na inne lokalne wyspy, w okolicach Male'. Ten prom, którym ja płynęłam, odpływa tylko we wtorki. W czwartki jest inny prom, funkcjonujący podobnie a na inne dni tygodnia przewidziana jest motorówka, która przyjmuje -naście osób (nie wiem ile dokładnie, tego typu szczegóły mam jeszcze do sprawdzenia).





Bilet na publiczny prom kosztuje  200 rufijii (ok. 13 USD). Prom nie ma miejsc siedzących. Są same leżące. Wygodne materace, poukładane jeden obok drugiego, z poduszeczką. Prom ma dwa piętra. Na górnym pokładzie sala jest klimatyzowana (250 rufijii, ok 16 USD). Ja wybrałam ten na dole, bez klimy, bo w nocy nie jest mi ona do szczęścia potrzebna skoro wszystkie okna są otwarte i wiele przyjemny wiaterek ze świeżym powietrzem. Na promie czułam się jak Beata Pawlikowska, która opisuje jedną ze swoich wypraw do Ameryki Południowej. Sami lokalesi, jeden obok drugiego, płyniemy w nocy w nieznanym mi kierunku. Każdy grzecznie ułożył się do snu. Prawie każdy - część osób prowadziła długie rozmowy, inni odważyli się mnie zagadać, kiedy siedziałam na zewnątrz i paliłam papierosy. Przynieśli kawę i wydawali się bardzo mili. Trochę już znam tylko miłych lokalnych chłopców, więc nie spoufalam się z nimi za bardzo, ale jak już pod koniec wyprawy zdałam sobie sprawę, że ten rejon Malediwów jest zupełnie inny, ludzie wydają się spokojniejsi, nawet z wyglądu nie pryzpominają "bandziorów" z długimi włosami, wiem, że nie mieli złych zamiarów. Potem pokazali mi kabinę kapitana, gdzie wstęp ma oczywiście tylko załoga statku, ale kto by się tam tym przejmował. Na stoliku stała gra, myślałam, że będą grali, ale nie - otworzyli tylko pudełko na pionki, w którym znajdowały się oczywiście orzeszki - taki malediwski ( i nie tylko) nałóg chrupania bezsmakowych orzechów z listkiem betla i przyprawami-  co kto lubi.


Poszłam spać, kiedy poczułam, że to już ten moment. Zasnęłam szybko, prom lekko kołysał się na falach. Podróż była zadziwiająco spokojna, komfortowa i minęła szybko. Miałam wrażenie, że upłynęła szybciej niż te 2 godziny na Guraidhoo. O 5 rano byliśmy na miejscu, Hassan zakwaterował mnie u swojej rodziny, zniknął aby spotkać się z przyjaciółmi na porannej kawie a ja poszłam spać. 

Po śniadaniu udaliśmy się na oglądanie wyspy. Hassan zabrał ze sobą motor z Male' - wyspa jest dość duża więc przydał się niewątpliwie. Tzn duża ...  w porównaniu np. do Guraidhoo, ktore ma 800 m na 400 m, a Nilandhoo jest dwa razy takie. Przy porcie jest miejsce, gdzie sprzedawane są świeże, wędzone i suszone ryby, tutaj także odbywa się ich wędzenie i suszenie. 




Tu powstaje Rihakuru - gęsty sos rybny, dodawany do śniadania i innych różnych potraw. Długo gotowany wywar z ryby, tak długo, aż powstaje z niego płyn o konsystencji lejącego się miodu (dla mnie tragedia, zapach i smak strasznie intensywny). 






Jestem na Malediwach od 14 miesięcy, ale widoki jeszcze nie znudziły mi się i wcale nie stały się niezauważalną codziennością. Za każdym razem, kiedy widzę ocean, patrzę na niego i myślę jak to możliwe, że jest taki piękny. Szczególnie, kiedy wyłonił się zupełnie nowy dla mnie widok Kolor wody obłędny, do tego czyste drogi i nabrzeże. Przeplatające się odcienie turkusu, aż nie chce się wierzyć, że to tylko "zwykły ocean". 





Pojechaliśmy w strefę, gdzie nie ma domów mieszkalnych, są tylko ogródki działkowe z arbuzami, ogórkami, bananami, itd. Droga prowadzi wzdłuż plaży i oceanu. Co chwilę robiliśmy przystanki aby wejść na kolejny odcinek plaży. Sama przeprawa tą drogą to czysta przyjemność - okolica jak na bezludnej wyspie, pachnie lasem i oceanem jednocześnie. Taki prawdziwy zapach wakacji. Już zapodałam pomysłem, aby kupić rowery i wynajmować turystom. Oraz jeden dla mnie. 







Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie plaża się zaczyna. Pięknie, zielono, turkusowo - czysto!



Sceneria jak z filmu, którego akcja toczy się na bezludnej wyspie. I faktycznie - żywej duszy nie było. 










Jedziemy dalej, znów ogródki działkowe 



I znów przystanek przy kolejnym wejściu na plażę



Czyż nie jest to widok, jaki mamy w głowie, kiedy wymawiamy słowo "Malediwy" ? 


I wszystko to w wersji low budget, na lokalnej wyspie





Hassan i palemka 



Ktoś ścinał kokosy i zapomniał o maczecie


Oto przyszły Guest House. Jest tutaj 8 pokoi, planowo koniec budowy w lutym. Jednak na Malediwach jest coś, co istnieje w każdym rejonie, bez względu na atol - obsuwa w czasie. Ale ale .... jest alternatywa, na której teraz zamierzam się skupić. 5 pokojowy Guest House, dotychczas pokoje wynajmowane były dla przyjezdnych nauczycieli. Teraz stoi pusty. 



Jedziemy dalej, wśród lokalnych domów













Meczet



Port





Wzdłuż portu




Tu sprzedawane są świeże ryby







I wracamy do miejsca, gdzie wędzi się ryby




Moje ulubione zdjęcie


Wszędzie palmy, cisza i pusto. Na wyspie mieszka 1600 osób. Jakoś w ogóle ich tu nie widać





Szkoła, którą mieszkańcy wybudowali sami. To mi się tutaj podoba. Mieszkańcy sami zabierają sie za robotę, nikt ich nie zmusza, nikt im za to nie płaci. Wiedzą, że przecież to dla nich. Tym różnią się od mieszkańców wysp niedaleko Male', w tym Guraidhoo - nie wiszą w hamakach i nie narzekają, że państwo nic nie robi. 


Dzielnica mieszkalna podobna jest do wszystkich innych lokalnych wysp, ten sam styl zabudowy, kolory. Tu jednak odnotowałam większość ilość domów, wybudowanych w tradycyjnym, starodawnym stylu - z korala, jak ten po lewej






Suszone na słońcu ryby





I na tym skończyło się zwiedzanie pierwszego dnia. A może bardziej skończyło się fotografowanie - zostawiłam sobie resztę na kolejny dzień.

Piątek, czyli dzień wolny. Dzieci mogą kąpać się w oceanie (mogą tylko w weekend bo kiedyś zamiast do szkoły, chodziły na plażę). Chmury na niebie wymalowały coś pięknego. Jest jeszcze piękniej niż wczoraj. I znów przejażdżka motorem w te same i w nowe miejsca. Mogłabym tak jeździć aż do zachodu słońca. 


Plac zabaw po lewej










Zatrzymaliśmy się przy lokalnej plaży, gdzie kąpią się dzieciaki




Pocztówkowe widoki. Największy fotograficzny lamer nie jest w stanie zepsuć tutaj zdjęcia







Moje zdjęcia robiłam telefonem, Hassan trzaskał swoim aparatem, ale jakiś miał chyba zły program ustawiony, bo woda ma kolor szary. Zdecydowanie kolory z moich zdjęć bardziej oddają rzeczywistość (zwykły Samsung)











Nowe koleżanki machają mi z brzegu



Pytały jak podoba mi się wyspa - co tu dużo gadać, podoba się i to bardzo! Pochwaliłam za to, że jest czysto, że sami mobilizują się i sprzątają 2 razy w tygodniu. Chwalę każdego, kogo spotkam i mam nadzieję na to, że nie spoczną na laurach.







Coś, co też występuje bez względu na lokalizację - rozmowy o tym samym, ze wszystkimi i z każdym z osobna. Akcja Guest House i nowa postać na wyspie. Respekt na dzielni już mam. 


I znów wycieczka wzdłuż oceanu, przy ogródkach działkowych. Znów zapach lata i wakacji nad morzem 







Tu jest trochę kamieni i korali, ale dalej występuje już tylko piach (ale też tak teraz patrzę - na zdjęciach ze wczoraj ich nie było więc przyszły pewnie z falą i tak samo sobie pójdą)





Tu na razie jest ściernisko ..... ale myślę, że takie powinno właśnie zostać. Nie potrzebne tu San Francisco. Tak jest lepiej, bardziej dziewiczo. Sama nie wiem, co lepiej: zostawić czy powycinać?

















Kolejne zejście do plaży 



Tak więc proszę ja Was - miejsca na opalanie i kąpiele a miejsca



Na wyspie znajduje się meczet z 1100 roku (niegdyś będący światynią buddyjską),  ciągle prosperujący, ale dziś dla innych wiernych



Równie stary koral, który przebywa przy meczecie. Muszę dokopać się do jego historii bo pewnie nie leży tam bez powodu. Również jego kształt może co nie co sugerować ^^




Studzienka, która była kiedyś jedynym źródłem wody pitnej 
dla wszystkich mieszkańców




I dzieci  na każdym kroku, grzeczne, nienachalne, z ciekawością przyglądające się nowej twarzy


Dostałam od nich kwiatek




Szpital


Centrum młodzieżowe i stadion. To także dzieło mieszkańców. W środku są korty, badminton, bilard przeróżne ichniejsze gry, siłownia też podobno jest, ale ja akurat nie wchodziłam - wszystko nieodpłatnie dostępne będzie także dla turystów


I znów przy Guest Housie (zdjęcie mające na celu pokazać odległość do oceanu)


I z powrotem w okolicy domu rodzinnego Hassana i placu zabaw


Udaliśmy się na obiad. Nie ogarniam relacji panujących w rodzinie, kto jest siostrą i kuzynką kogo - w każdym razie to jedna z kuzynek, czy córka kuzynki (?) Hassana, szykująca moją ulubioną sałatkę z liści kapusty (kapusta oprócz tradycyjnej główki, rośnie tu w postaci drzewka, z dużymi ciemnozielonymi liśćmi)



Pokrojona w cieniusieńkie plasterki jest najpyszniejsza, z dodatkiem cebuli i soku z limonki (podobna do tradycyjnego śniadania Mashuni w wersji z liśćmi - do Mashuni dodaje się jeszcze kokos i tuńczyka)



Sałatka nr 1, wołowina i kurczak dla mnie, jako, że nie jadam ryby, curry, ryż, papaja i sok z pomarańczy



Zestroiły mnie w burkę. Ja tam się nie znam, ale wszystkie zachwycone, podobno wyglądam pięknie ... przez grzeczność nie zaprzeczę. Podziwiam. Miałam to na głowie 2 minuty a pot spływał mi do samego zadka.




Rybacy przy zachodzie słońca


Jedna z 5 lokalnych restauracji na wyspie. Wszystkie na jedną mańkę, różnią się tylko kolorami. W gablotach znajdują się przekąski, które kupuje się na sztuki i zajada do herbaty. Jako, że wszystko naszpikowane jest rybą - ja wybrałam same słodkości




Kącik do gry w szachy. Trybuny też się znalazły


Kolejna z rodziny Hassana, szykuje dla mnie kokosa, ścięty prosto z palmy





Tuż przed odjazdem - polubiły mnie bardzo, zresztą vice versa. Wyszykowane na pożegnanie


I moja wizyta dobiega końca. Jeszcze tylko 7 godzin na promie i znów będę w Male'. Wcale mnie nie to cieszy, jeśli mam być szczera




Tak samo jak podróż "do tu" - droga powrotna upłynęła zaskakująco szybko. Dla mnie coś, co dla jednych jest minusem nie do przeskoczenia - dla mnie i pewnie dla wielu, stało się dodatkową atrakcją. Spokojnie, wygodnie, w przystępnej cenie - podróż odbywa się w nocy tak więc cały dzień można przeleżec na plaży. Normalnie odpływając na lokalne wyspy w okolicach Male', traci się dzień na samą podróż gdyż promy pływają w okolicach 15 a z wysp wypływają o 7 rano. W przypadku Nilandhoo ma się cały dzień po przyjeździe oraz tuż przed, nie trzeba zwijać się skoro świt. Minusem jest to, że promy nie odpływają codziennie, ale istnieje opcja transportu motorówką, w poniedziałki, czwartki i soboty,  podróż trwa ok. 2.5 godziny a bilet kosztuje 40 USD od osoby. Kwestie transportowe są jeszcze do dogrania, zawsze można skorzystać z transportu pobliskich resortów,  np. hydroplanów

Hassan od pierwszego dnia robił zagajenie o moją ewentualną przeprowadzkę na tą wyspę, aby pomagać mu przy Guest Housie. W pierwszej chwili w ogóle nie przyjmowałam tego do wiadomości, ale z czasem, z każdą kolejną przejażdżką motorem, rozmowami z ludźmi i tym, co się o nich dowiedziałam dojrzewałam do myśli, że w sumie czemu nie? I tak planowo od lutego będę rezydentem wyspy Nilandhoo. Cieszę się z tego tytułu niezmiernie.
Więc tak, moi milusińscy :-) Przeprowadzam się na wyspę Nilandhoo, planowo od lutego.
Będzie centrum nurkowe (tylko kiedy?), Hassan już organizuje butle i niezbędny sprzęt. Motorówka do wycieczek już jest w drodze (apropos kupiona od jednego gościa z Guraidhoo)  - Hassan tak się napalił na ten Guest House, że nie traci ani minuty i od naszego powrotu z Nilandhoo pozałatwiał już większość spraw. Ja się teraz tylko zajmę okolicznymi atrakcjami - jadę niebawem z powrotem, sprawdzić rafę, życie podwodne, czy są żółwie i manty (delfiny już wiem, że są), obczaić okoliczne bezludne wyspy pod pikniki oraz resorty, aby ustalić szczegóły dziennych wizyt, co gdzie i za ile.

Komentarze

  1. Cudne miejsce :) może moje marzenie się spełni i ugościsz mnie Magdo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, piekna miejscówka Madziu! Tylko czemu tak daleko??? Boje się, że nigdy do ciebie nie dotrę...a szkoda, bo ogromnie chciałabym cie poznac! Ale kto wie, moze zanim ja w kocu sie wybiore na te Maalediwy to zmienisz jeszcze wyspe 3 razy :) A co z twoim chlopakiem? Zabierasz go ze soba?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - im dalej tym piękniej, właśnie się o tym przekonałam, ale moim zdaniem warto jest poświęcić te kilka godzin, aby tam dotrzeć na te pare dni. A Imranek jedzie ze mną, on jest w pakiecie - gdzie ja tam i on ;)

      Usuń
  3. Rewelacyjna wysepka!!! Madziu ale pamiętaj, że my będziemy u Ciebie na Guraidhoo w grudniu, mam nadzieję, że będziesz tam jeszcze...?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam pamiętam i właśnie dlatego do końca roku nigdzie się z Guraidhoo nie ruszam :)

      Usuń
  4. Fantastyczny blog :) Czytam, oglądam i marzę, że kiedyś Panią i Hassana odwiedzę w tym raju z całą moją rodziną. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    Im więcej czytam twoich relacji tym bardziej jestem przekonany do przyjazdu do Was z rodziną.
    Wspólnie z żona chętnie skorzystamy tez z waszej bazy nurkowej 1-2 dni (mamy stopnie CMAS 3 i 2 gwiazdki).
    Dzieciaki już męczą mnie o zólwie i płaszczki wiec spraw żeby były :)
    mam głębokie przekonanie że do zobaczenia w sierpniu tak jak pisałem w mailu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz