Bardzo czesto zadawane jest mi pytanie o przydomowa rafe koralowa (tzw. House Reef), czy przy Nilandhoo jest gdzie posnorkowac. Postanowilam udac sie dzis z kamera, aby zrobic material zdjeciowy, ktory ma byc odpowiedzia na to pytanie. Powiem tak: "bunkrow nie ma, ale tez jest zajebiscie". Nie jest to moze najpiekniejsza rafa, jaka w zyciu widzialam, nie ma spadu, czyli tej sciany, na ktorej duzo sie dzieje (tzn. sciana jest, ale trzeba kawaleczek od brzegu odplynac), ale toczy sie dosc ciekawe, kolorowe zycie. Jest sporo rybek, nie za wielkich, ale to tez ma swoj urok bo mozna zobaczyc te same rybki, ktore widzialo sie na innych rafach, ale te tutaj jeszcze jako dzieciaki. A dzieci bywaja bardzo slodkie :) Do tego niektore ryby za dziecka wygladaja zupelnie inaczej, niz juz jako dorosle. A to liczy sie podwojnie, do kolekcji spotkanych ryb (np. taki Sweet Lips - rybka dziecko jest czarna w pomaranczowo - biale kolka, a ryba dorosla jest czarna w biale paski jak zebra, a pletwy i ogon ma zolte w czarne kropki. Niby ten sam Sweet Lips a jednak inny).
Zchodze z naszej "plazy bikini" do wody. Widoki sa przednie, co chwile wystawiam tez glowe, aby sprawdzic czy moj rower jeszcze stoi (a niby kto mialby mi go ukrasc) no i zeby popatrzec na ten oszalamiajacy widok (o ile rafa nie jest najpiekniejsza jaka w zyciu widzialam tak plaza jest groznym rywalem w tej konkurencji).
Uwaga, schodzimy pod wode.
Plywalam tak dobre 2 godziny i jeszcze bym poplywala,gdyby nie fakt, ze rozladowala mi sie bateria. Jeszcze na pewno wroce bo duza frajde sprawia mi fotografowanie tych szybkich kolorowych stworzen.