Wyspa Himithi, znajdująca się na naszym atolu Faafu, to dzisiaj bezludna wyspa, niegdyś lokalna, zamieszkała przez około 30 osób. W związku z tym, że była to dosłownie garstka ludzi, rząd postanowił o przeniesieniu ich na pobliskie lokalne wysepki. Miało im to ułatwić dostęp do szpitala, szkoły, sklepów. Część osób trafiła na nasze Nilandhoo, co ciekawe - ludzie ci są słusznej postury. Malediwczycy z reguły są szczupli, drobni i niewysocy, mieszkańcy Himithi wyróżniają się zatem na ich tle. Jeśli spotkaliście lub spotkacie na Nilandhoo "większych ludzi" to są to byli mieszkańcy Himithi właśnie ☺ (nie chodzi nawet o to, że grubi, ale wysocy i dobrze zbudowani).
W wyspie od dawna zakochany jest król Arabii Saudyjskiej. Zresztą nie ma się co dziwić, bo widoki są iście bajkowe: soczysta zieleń, wyjątkowa laguna oraz księżycowy kształt wyspy. Ubzdurał on sobie, że zakupi ten kawałek atolu, wliczając okoliczne rafy, planował, że zrobi tu takie swoje eldorado, drugi Dubaj, krainę miodem i mlekiem płynącą. Kwota, jaką zapłacić miał skorumpowanemu ówczesnemu prezydentowi nie mieściła się szarym ludziom w głowie, poszły już nawet pierwsze zaliczki, przygotowane zostały projekty. Prezydent zrobił to oczywiście za plecami wszystkich. Jak sprawa wyszła na jaw, przedstawił to jako wspaniałą szansę dla mieszkańców całego atolu Faafu, bo będzie sporo nowych miejsc pracy, oraz że będą tak blisko Boga, jak nigdy wcześniej... (Do Mekki, w Arabii Saudyjskiej udają się na pielgrzymkę wszyscy muzułmanie, zatem jest to dla nich coś w rodzaju ziemi świętej, więc jakby cząstka tego miała być tuż za rogiem). Mieszkańcom Faafu (i nie tylko) jednak pomysł nie spodobał się. Byli bardzo niezadowoleni, że rząd sprzedaje ziemię, której jest i tak przecież malutko. Istnieje taka niepisana umowa, że "wysp nie sprzedajemy". Były manifestacje, areszty, to był rok 2017. Mieszkańcy Nilandhoo obawiali się, że król wejdzie również na ich wyspę i będą ich przesiedlać. Mówili, że w razie czego, będą walczyć, nawet, gdyby miała polać się krew. Niektórzy płynęli tam, aby pożegnać się z miejscem, w którym się wychowywali. Wyznaczona była data, kiedy po raz ostatni będzie można tam wejść.
Jakimś cudem ... plan spalił na panewce. Zaliczka przepadła, konserwatywny prezydent przegrał następne wybory, wygrała demokracja. Rząd, który kocha kraj, który nie zgadza się na sprzedawanie wysp. Król Arabii jednak nie odpuścił, puka nawet i teraz, miejmy nadzieję, że aktualny prezydent zdania tak szybko nie zmieni.
Wyspa jest znów dostępna dla wszystkich. Byłam tam w kwietniu po raz pierwszy. Kilka porzuconych domów na krzyż, malutki meczet, mnóstwo zieleni i wysokich palm. Przypływają tam z okolicznych wysp ludzie produkujący strzechę do resortowych domków. Zbierają suche liście palmowe, tego dnia także byli.
Opuszczony meczet
Piękne, wysokie palmy oraz trawa, która z reguły na Malediwach nie rośnie. Dzięki niej mamy tam zupełnie inne doznania ☺
Woda kokosowa prosto z drzewa
Domki tak blisko rajskiej plaży - marzenie ☺
Wyspa jest długa i wąska
Obok jest jeszcze jedna rajska bezludna wyspa, która również miała być częścią arabskiego projektu
W drodze powrotnej wyskoczyliśmy jeszcze z łodzi na snorkeling, na okolicznej rafie. Może nie ma tam imponujących korali, ale miejsce wyjątkowo bogate w ławice ogromnych ryb. Nie wiadomo było, w którą stronę patrzeć. I Papugi i Triggery i Sweet Lipsy. Było też kilka całkiem sporych rozmiarów rekinków.
A tutaj jest filmik, który tego dnia powstał.
Ja bym chciał. Ale na razie siedzimy w lockdownie.
OdpowiedzUsuńWiadomo. Ale kiedyś wreszcie świat musi wrócić do normalności 😁
Usuń