Jestem chora. Znowu. Przez ostatnich kilka lat nie byłam na L4, więc teraz nadrabiam. Mam nadzieje, że przejdę wszystko, co związane ze zmianą klimatu teraz, na początku, a później przyzwyczaję się do ostrego jedzenia, upałów i klimatyzacji. Jednak zważając na przepiękne okoliczności przyrody, jakie występują na Guraidhoo, i których nie miałam jeszcze okazji zobaczyć w pełnej krasie, postanowiłam wyjść na chwilę z łóżka i udać się z aparatem w nieznane mi dotąd tereny. A oto efekty.
A to już główna ulica, na końcu której stoi nasz Guest House
Skończona nasza łódeczka. Prawdopodobnie jutro popłynę nią na próbę. Mam nadzieję, że wrócę.
A wieczorem wysmyknęłam się na zachód słońca. Znalazłam fajną miejscówkę, bo akurat rybacy wrócili z połowów.
Wracając, spotkałam trójkę bardzo sympatycznych Polaków. Panowie, widać po twarzach, że na poziomie, nie czekinują się do Rzymu Kapuczino. Pływają na statku, nurkują, odwiedzają wyspy. Tak trafili na Guraidhoo. Zdziwieni byli jak powiedziałam im, że ja tu nie turystycznie, życzyli powodzenia i podziwiali za odwagę. Jeden powiedział coś w stylu "przecież widzisz jak kobicie optymizmem z oczu bije". Czy to naprawdę wymagało aż takiej odwagi? Czy to naprawdę czyn godny podziwu? Dlaczego?
Jutro płynę do Male, miałam płynąć dziś, ale jakoś nie wyszło. Ciekawe co przyniesie jutrzejszy dzień. Póki co, tutaj żadne planowanie nie ma sensu. Wszystko dzieje się spontanicznie. I to chyba w tym wszystkim jest najfajniejsze.
"Czy to naprawdę wymagało aż takiej odwagi?"...oczywiście!!! Większość z nas (łącznie ze mną) jest zbyt mało elastyczna społecznie, aby na obczyźnie nie czuć się obco. Poza tym boimy się utraty bezwarunkowej akceptacji, którą gwarantują nam na nasi bliscy.
OdpowiedzUsuńWielki szacun Magda! Będę śledzić Twoje wojaże! Pozdrawiam i powodzenia! Agati